Dzisiaj musiałam wcześnie wstać, żeby zdążyć rano do kościoła na przygotowania przed bierzmowaniem. Miałam jeszcze zostać, żeby pomóc w sprzątaniu kościoła, ale miałam za mało czasu, bo musiałam jechać do schroniska dla psów, żeby nadrabiać godziny jako wolontariuszka.
Zaraz po tym poszłam z koleżanką do domu, żeby zabrać trochę pieniędzy i posmarować się olejkiem do opalania. Przed pójściem na przystanek zahaczyłyśmy jeszcze o sklep, żebym kupiła sobie jakąś bułkę, bo nie zdążyłam zjeść śniadania.
Gdy już dojechałyśmy do schroniska okazało się, że robią małą przebudowę i tak stajemy i takie : "YYyyyy... to gdzie teraz mamy wejść? Wejście jest przecież zamknięte." Ale na szczęście nadal można było wejść od drugiej strony. Jak weszłyśmy to rozległ się straszny hałas. Wszystkie psy zaczęły szczekać mając nadzieję, że to właśnie one zostaną wyprowadzone. Tak więc zabrałyśmy ładne smycze z miejsca gdzie są trzymane i zaczęłyśmy oglądać klatki. Chciałyśmy za początek wziąć trochę mniejsze psy, więc takich szukałyśmy. Kiedy wybrałyśmy klatkę, weszłam no niej i od razu zrobiło się jeszcze głośniej. Psy zaczęły się przeciskać, żeby uciec z wybiegu i skakać na mnie. Niektóre nawet gryzły się nawzajem. To było straszne. Musiałam szybko złapać dwa z nich. Dwóm pierwszym, które udało mi się złapać, wpięłam smycze. Jeszcze chwilę zmagałam się z pozostałymi, żeby nie uciekły z klatki i gdy nadeszła taka okazja, wyszłam jak najszybciej wyprowadzając psy na smyczach. Jeszcze zanim wyszłyśmy z nimi do lasu trochę nas ciągnęły, ale później szły już bardzo ładnie.
Tak następnie wyprowadziłyśmy jeszcze 3 inne pary psów. Tutaj kilka zdjęć:
Tutaj jakie ładne miejsce z nimi odkryłyśmy :>
I widok po powrocie
Chodziłyśmy z psami jakoś 6 godzin. Już pod koniec nasze stopy zaczęły protestować, ale było bardzo fajnie :)
Dalszą część tego dnia opiszę w następnym poście.